Jakby tu zacząć...
Może najpierw kilka zdjęć na zaostrzenie apetytu zaglądających tu :)
Wyruszyło aż 7 koni w tzw. teren emerycki:
Karo - Judy
Dorota - Wendeta
Magda - Hasan
Marta - Palmer
Iwonka - Partner
Kira - Cliford
Zbyszek - Lolek
Zacznę od tego, że chyba mi się nie polepsza po chorobie... nie pamiętam, jak to się stało, że powstał pomysł...Jakoś tak myślę, że zaczęło się od Magdy od Hasana - zaproponowałam jej, że pojedziemy sobie w emerycki teren, tak, jak kiedyś sobie jeździłyśmy... Magda się zgodziła :) Później Martuch chciała z nami jechać, a Iwonka zaproponowała Kirę :) Wtedy zdecydowała się Dorota od Wendety i na koniec dołaczyli się Iwonka i Zbyszek (aż dziwne, że chcieli emerycko...). I tak się zebrała 7-mio osobowo/konna ekipa terenowa z 2 stajni :)
Ruszyliśmy ze Stajni Gajcy ok 12:00.
Gdy byliśmy już blisko Bojar przygalopowały do nas konie, które były na pastwisku - widok był przepiękny! Partner, Cliford i Lolek koniecznie chcieli się z nimi przywitać - w końcu to przecież "starzy" kumple :)
Wjechaliśmy do stajni przez pastwiska:
Zacznę od tego, że chyba mi się nie polepsza po chorobie... nie pamiętam, jak to się stało, że powstał pomysł...Jakoś tak myślę, że zaczęło się od Magdy od Hasana - zaproponowałam jej, że pojedziemy sobie w emerycki teren, tak, jak kiedyś sobie jeździłyśmy... Magda się zgodziła :) Później Martuch chciała z nami jechać, a Iwonka zaproponowała Kirę :) Wtedy zdecydowała się Dorota od Wendety i na koniec dołaczyli się Iwonka i Zbyszek (aż dziwne, że chcieli emerycko...). I tak się zebrała 7-mio osobowo/konna ekipa terenowa z 2 stajni :)
Ruszyliśmy ze Stajni Gajcy ok 12:00.
Przy okazji: zwróćcie uwagę na nowe ogrodzenie placu :)
No bo kto inny mógłby być na czele...
Wjechaliśmy do stajni przez pastwiska:
Karo i Judy, Iwonka i Partner, Kira i Cliford, Zbyszek i Lolek
Magda, Marta i Dorota czekały już na nas na końskich grzbietach. Oczywiście towarzystwo musiało się przywitać, obwąchać i sprawdzić, czy to na pewno kumple z którymi biegali razem na pastwisku jeszcze niecały rok temu. TAK! To byli oni! :)
Policzcie dokładnie - jest nas 7!
W końcu ruszyliśmy w teren :) Próbowaliśmy iść w zastępie, co widać na zdjęciu, ale zanim dotarliśmy do lasu, zdążyliśmy się przetasować i iść parami, albo jeden obok drugiego. Konie były spokojne i zrównoważone! Żaden nie próbował kopać, ani gryźć ani ustawiać pozostałych! My tylko trajkotaliśmy jak katarynki i nie mogliśmy przestać rozmawiać :) Pojawiło się też trochę wspomnień związanych ze starą stajnią...
Karo i Judy, Magda i Hasan, Iwonka i Partner, Marta i Palmer, Kira i Clif, Zbyszek i Lolek + noga Wendety (od Doroty)
"Zastęp" niekoniecznie w zastępie ;)
W lesie nawet pamiętałam "naszą" starą trasę (no dobra, tak nie do końca...), ale Magda mi podpowiadała :) Przed delikatnym galopikiem pod górkę spotkaliśmy zastęp Andrzeja ze Stajni Boroszewo - w tak piękny dzień trzeba było wyjechać do lasu :) Podczas galopu nikt nie marudził - fiu, jak dobrze :) Kira tylko wspomniała, że Clif strzelił kilka bryków i ruszył żwawo za resztą ;) a Dorota, że dla Wendety mogło być szybciej ;) no i Hasan się troszkę nakręcił i zaczął spalać...
Magda, Dorota i Magda zdecydowały, że wrócą "do domu" i mimo naszych próśb nie chciały się dać przekonać - w końcu znają swoje konie najlepiej (a my NIE chcieliśmy się przyczynić do pogorszenia kontuzji Hasana). Następnym razem inaczej rozplanujemy trasę i zrobimy tak, żebyśmy wszyscy dali radę!!! To takie moje (nasze?) postanowienie :)
Pojechaliśmy więc dalej, a przed nami pojawiła się piękna dłuuuga prosta droga! W głowie pojawiła się TYLKO jedna myśl - G-A-L-O-P! Nie trzeba było nikogo namawiać :) Musieliśmy tylko poczekać, aż miniemy 2 spacerowiczki - głupio byłoby na nie wpaść ;) Wystarczyło tylko jedno słowo 'Jedziemy?' i pojechaliśmy! :) Było cudnie! Nikt, ale to nikt nie marudził! Tempo było raczej żwawe, konie szły rytmicznie, energicznie, droga była długa - czego człowiek (jeździec!) może chcieć więcej??? Chyba tylko dłuższej drogi ;) bo samo hamowanie zajęło nam kilkanaście metrów... ale daliśmy radę bez problemu!
Skręciliśmy w prawo w stronę jeziora Żygowickiego i pobawiliśmy się w "Zmianę Czołowego".
Nad jeziorem zeszliśmy z koni i pozwoliliśmy się im popaść - trawa była zielona, słodka i koniom na pewno smakowała, bo żaden nie podniósł głowy do góry nawet na chwilę :)W sumie to nie wiem, komu ten odpoczynek bardziej pasował - koniom czy nam? :) Fajnie było tak sobie posiedzieć nad wodą, w słońcu, przy jeziorze, z fajnymi ludźmi :)
Partner chyba stwierdził, że ludzie nie powinni tak beztrosko spędzać czasu i stanął sobie na wodze i je zerwał! Dobrze, że Kira to 'Pomysłowy Dobromił' i szybko je naprawiła :) Po odpoczynku wgramoliliśmy się na konie (Zbyszek i ja potrzebowaliśmy do tego ławki :) ) i ruszyliśmy w kierunku domu. Nie musieliśmy długo czekać, jak przed naszymi oczami pojawiła się piękna górka :)Zgadnijcie, jakim chodem na nią wjechaliśmy:
a) stępem?
b) kłusem?
c) galopem?
BRAWO dla tego, kto wybrał odpowiedź "c)"!!! :) Moje gratulacje - w nagrodę możecie pogłaskać Judkę, Partnera, Clifa i Lolka po nosie! :) ;) :D
Później było już tylko fajniej i fajniej :) Długa kręta droga w lesie - wszyscy decydowaliśmy, czy pojedziemy stępem, kłusem czy galopem! Próbowaliśmy przejść przez strumyk, ale tylko Partner się tym cieszył - stanął w samym środku strumyka i zaczął grzebać nogą. Ochłodził siebie i przy okazji Cliforda, Kirę chyba też :)
Za strumykiem znowu była przepiękna piaszczysta górka. Nie wiem, jak reszta, ale ja słyszałam, jak do mnie szeptała 'Galop! Galop! Piękny Galop!' - i jak tu nie posłuchać tak pięknego wołania... ;) Odpaliliśmy wrotki! Jak koniom się to podobało!!! Nam chyba bardziej :) To był nasz ostatni galop, bo kierowaliśmy się już do stajni. Jechaliśmy stępem i kłusem i napawaliśmy się pięknymi widokami lasu i łąk! Partnerowi tak się spieszyło do swojego domu, że wjechał Judce w zadek. Jako że damy nie przepadają za takimi zalotami, dała mu znać, co o tym myśli. Taaa, szkoda, że nie pomyślała o pasażerce na jej grzbiecie... Poczułam, jak mój koń się "skrócił" i wystrzelił zad do góry. Hmm... ciekawe doświadczenie! Cieszyłam się, że nadal siedziałam w siodle :)
Po drodze minęliśmy też zimnokrwistą kobyłkę, która bardzo chciała się z nami zaprzyjaźnić.
Gdy już widzieliśmy pastwiska, Karo rzuciła hasło "Nogi ze strzemion". Na szczęście nikt oprócz niej nie posłuchał komendy. Chwilę później z krzaków wyskoczyły sarenki! Nasze konie myślały, że to co najmniej 'Mordercze Niedźwiedzie Grizli' i zaczęły dawać w długą (Karo bez strzemion... w końcu co złego mogłoby się stać). Na szczęście zatrzymały się dość szybko i nikt "nie zaliczył gleby" - a było naprawdę blisko.
Zapomniałam (jakoś mnie to nie dziwi! ;) ) dodać, że w stajni czekało na nas jedzenie! Łukasz, Filip i Ela przygotowali pyszności z grilla, które nam tak bardzo smakowały! Dziękujemy, że mogliśmy się najeść ;) :)
PODSUMOWUJĄC:
Magda, Dorota i Magda zdecydowały, że wrócą "do domu" i mimo naszych próśb nie chciały się dać przekonać - w końcu znają swoje konie najlepiej (a my NIE chcieliśmy się przyczynić do pogorszenia kontuzji Hasana). Następnym razem inaczej rozplanujemy trasę i zrobimy tak, żebyśmy wszyscy dali radę!!! To takie moje (nasze?) postanowienie :)
Tu dziewczyny się odłączyły, a Karo pokazuje 'piękną dłuuugą prostą drogę' :)
Pojechaliśmy więc dalej, a przed nami pojawiła się piękna dłuuuga prosta droga! W głowie pojawiła się TYLKO jedna myśl - G-A-L-O-P! Nie trzeba było nikogo namawiać :) Musieliśmy tylko poczekać, aż miniemy 2 spacerowiczki - głupio byłoby na nie wpaść ;) Wystarczyło tylko jedno słowo 'Jedziemy?' i pojechaliśmy! :) Było cudnie! Nikt, ale to nikt nie marudził! Tempo było raczej żwawe, konie szły rytmicznie, energicznie, droga była długa - czego człowiek (jeździec!) może chcieć więcej??? Chyba tylko dłuższej drogi ;) bo samo hamowanie zajęło nam kilkanaście metrów... ale daliśmy radę bez problemu!
Skręciliśmy w prawo w stronę jeziora Żygowickiego i pobawiliśmy się w "Zmianę Czołowego".
Karo wydaje komendę, a Partner podrywa Judkę.
Nad jeziorem zeszliśmy z koni i pozwoliliśmy się im popaść - trawa była zielona, słodka i koniom na pewno smakowała, bo żaden nie podniósł głowy do góry nawet na chwilę :)W sumie to nie wiem, komu ten odpoczynek bardziej pasował - koniom czy nam? :) Fajnie było tak sobie posiedzieć nad wodą, w słońcu, przy jeziorze, z fajnymi ludźmi :)
Zbyszek i Iwonka, a w tle Partner.
Partner chyba stwierdził, że ludzie nie powinni tak beztrosko spędzać czasu i stanął sobie na wodze i je zerwał! Dobrze, że Kira to 'Pomysłowy Dobromił' i szybko je naprawiła :) Po odpoczynku wgramoliliśmy się na konie (Zbyszek i ja potrzebowaliśmy do tego ławki :) ) i ruszyliśmy w kierunku domu. Nie musieliśmy długo czekać, jak przed naszymi oczami pojawiła się piękna górka :)Zgadnijcie, jakim chodem na nią wjechaliśmy:
a) stępem?
b) kłusem?
c) galopem?
BRAWO dla tego, kto wybrał odpowiedź "c)"!!! :) Moje gratulacje - w nagrodę możecie pogłaskać Judkę, Partnera, Clifa i Lolka po nosie! :) ;) :D
Później było już tylko fajniej i fajniej :) Długa kręta droga w lesie - wszyscy decydowaliśmy, czy pojedziemy stępem, kłusem czy galopem! Próbowaliśmy przejść przez strumyk, ale tylko Partner się tym cieszył - stanął w samym środku strumyka i zaczął grzebać nogą. Ochłodził siebie i przy okazji Cliforda, Kirę chyba też :)
Za strumykiem znowu była przepiękna piaszczysta górka. Nie wiem, jak reszta, ale ja słyszałam, jak do mnie szeptała 'Galop! Galop! Piękny Galop!' - i jak tu nie posłuchać tak pięknego wołania... ;) Odpaliliśmy wrotki! Jak koniom się to podobało!!! Nam chyba bardziej :) To był nasz ostatni galop, bo kierowaliśmy się już do stajni. Jechaliśmy stępem i kłusem i napawaliśmy się pięknymi widokami lasu i łąk! Partnerowi tak się spieszyło do swojego domu, że wjechał Judce w zadek. Jako że damy nie przepadają za takimi zalotami, dała mu znać, co o tym myśli. Taaa, szkoda, że nie pomyślała o pasażerce na jej grzbiecie... Poczułam, jak mój koń się "skrócił" i wystrzelił zad do góry. Hmm... ciekawe doświadczenie! Cieszyłam się, że nadal siedziałam w siodle :)
Po drodze minęliśmy też zimnokrwistą kobyłkę, która bardzo chciała się z nami zaprzyjaźnić.
Gdy już widzieliśmy pastwiska, Karo rzuciła hasło "Nogi ze strzemion". Na szczęście nikt oprócz niej nie posłuchał komendy. Chwilę później z krzaków wyskoczyły sarenki! Nasze konie myślały, że to co najmniej 'Mordercze Niedźwiedzie Grizli' i zaczęły dawać w długą (Karo bez strzemion... w końcu co złego mogłoby się stać). Na szczęście zatrzymały się dość szybko i nikt "nie zaliczył gleby" - a było naprawdę blisko.
Zapomniałam (jakoś mnie to nie dziwi! ;) ) dodać, że w stajni czekało na nas jedzenie! Łukasz, Filip i Ela przygotowali pyszności z grilla, które nam tak bardzo smakowały! Dziękujemy, że mogliśmy się najeść ;) :)
PODSUMOWUJĄC:
- Teren był light'owy,
- bez nerwówki
- i stresu.
- Konie też były wyluzowane
- i nie ciągnęły do przodu,
- żaden nie kopał i nie gryzł.
- Nikt nie wrzeszczał
- i nie marudził.
- Pogoda była słoneczna,
- widoki bajeczne,
- a atmosfera fantastyczna!
- + żarełko z grilla w stajni :)
OFICJALNIE UZNAJĘ WYPAD ZA UDANY!!!
/Karo/
PS.
Czekam na dopiski, komentarze, opinie, sprostowania i ZDJĘCIA! :)
Nooooooo, głodna jestem opisu :D jakby co mogę dorzucić coś od siebie ;)
OdpowiedzUsuńJeju, jak ja Wam zazdroszczę!! Nie mogę się już doczekać maja :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to dopiero otwarcie sezonu terenów i jak przyjadę to z Damaszkiem będziemy jeździć tylko w takich, a nawet większych grupkach :)
Aneta - DD
O widze ze duzo atrakcji nas ominelo :-). Palmer byl nieco zdziwiony ze to juz do domu i ogladal sie za Wami. Bylo cudnie. Dziekujemy wspanialej ekipie z Konskiego marzenia :-)
OdpowiedzUsuńMarta
Zdjęcia BOMBA, teren BOMBA, towarzystwo BOMBA i w ogóle było BOMBOWO ;D
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam dziewczynki (ups.. i chłopcy) za wspaniały teren, namiastkę normalnej jazdy i przepiękne wspomnienie na początek sezonu. Mam nadzieję, że kiedyś Bojary odwiedzą Końskie Marzenie. Buziaki
OdpowiedzUsuń