WĘDZIDŁA część I
Większość jeźdźców nie wyobraża sobie pracy z koniem bez wędzidła, ponieważ byli tak nauczeni przez swoich trenerów. Poza tym mają o wiele większą łatwość w poskramianiu. Praca z wędzidłem jest wymagana w konkursach ujeżdżenia oraz na wyższym poziomie w skokach i wkkw. Lecz tak naprawdę jest to absurdem, bo wyniki osiągane w wysokich konkursach na wędzidle, można osiągnąć także i bez (zaryzykujemy stwierdzenie, że nawet lepsze rezultaty!). Jest szansa spotkać jeźdźców startujących bez wędzidła w dyscyplinie skoków, ale można ich zliczyć na palcach jednej ręki.
Odkąd udomowiono konie zaczęto stosować wędzidła, ich kształty modele były najróżniejsze. Najwięcej wymyślnych wędzideł powstało w czasach wojny, gdzie kontrola konia musiała być szybka i bezproblemowa. Wtedy nie zwracali uwagi czy wędzidła zadają ból, liczyła się tylko skuteczność działania, nic więcej . Montowano do wędzideł kolce by zwiększyć skuteczność. Bardzo lubiane przez rycerzy były munsztuki, pelhamy. Kawalerzyści także używali munsztuków, by zwiększyć skuteczność, skrętność, manewrowanie, to dawało im większą szanse na przeżycie oraz możliwość dalszej walki.
Lecz czy my dalej żyjemy w czasach gdzie wymyślano coraz to różniejsze wędzidła tylko dlatego by mieć lepsza skrętność w afekcie...? Jesteśmy nowoczesnymi, ucywilizowanymi ludźmi i my nie musimy walczyć na grzbiecie rumaka o przeżycie, nic nie musimy „za wszelką cenę!”. Niestety jak się popatrzy na większość jeźdźców to tak wygląda ich trening „walka za wszelką cenę” przeciąganie się „Lewo. Prawo” , „ach co za nieposłuszne bydle, usztywnia się i usztywnia” więc idzie w ruch wędzidło, które jego zadaniem powinno być nakłanianie konia do żucia i powodowanie wytwarzania śliny, co jest rezultatem rozluźnienia i „wejścia na wędzidło”. Kiełzno z dodatkiem miedzi które, przewodzi pozytywne wibracje i nakłania konia do przyjęcia lekko wędzidła lub tak samo smakowe np. plastikowe jabłkowe... (Absurd). Powstały różnorakie wędzidła np. z wąsami, wielokrążki, pelhamy, munsztuki, wędzidła typu D, oliwkowe, proste, wędzidła zwykłe łamane, podwójnie łamane, wielokrotnie łamane, gumowe, plastikowe, cyganka, wędzidło z zabawką, skręcane...
Każde z nich ma swoje określone zadanie, lecz czy bez wiedzy i umiejętności używania ręki , któreś z tych wędzideł będzie prawidłowo spełniało swoją role? Odpowiedź jest prosta, oczywiście, że nie! Dlatego używanie ostrych i wymyślnych wędzideł, które robią niestety więcej szkody jak pożytku jest warte zachodu? Nie jeden trener który jest otwarty na nowości i DOBRO konia, przetestował pewnie wszystkie wędzidła dostępne na rynku próbując, szukając tego właściwego i najczęściej nie uzyskiwał oczekiwanych rezultatów… Dlatego musimy zastanowić się czy warto używać ostrych wędzideł, które tak naprawdę dają tylko satysfakcję jeźdźcowi a koniowi przykrą bolesną orkę...
Nie jestem przeciwniczką stosowania wędzideł w treningu, lecz pragnę Wam uzmysłowić, że wymyślne wędzidła, poskręcane , łamane, wielokrążki itp., nie są potrzebne gdy działa się i powoduje swoim ciałem i RĘKĄ w delikatny i zrozumiały sposób! Musimy się zastanowić czy aby na pewno jest to nam potrzebne? Ja mówię, że nie i wiele innych jeźdźców, trenerów też to powie, że nie są wam potrzebne wędzidła o zaostrzonym działaniu lub z innymi wynalazkami przytwierdzonymi do kiełzna. Nie raz sama widziałam jak ludzie przyjeżdżali z kiełznami, na których widok robiło się gorąco a trener kazał tylko zakładać zwykłe wędziło i okazywało się, że koń nie ma problemu z ponoszeniem, zapieraniem, ogólną niechęcią i o dziwo nagle zniknęły problemy w różnorakich ćwiczeniach. Gdy prawidłowo zaczęło się powodować i oddziaływać na konia on zaczynał znów akceptować zwykłe najprostsze wędzidło. Amazonka nie była amatorką, była to jeżdżąca regularnie na imprezy jeździeckie zawodniczka. To skłania do refleksji nad tym po co tak naprawdę nam te wszelkiego rodzaju żelastwa? Jestem zwolenniczką zwykłych gumowych łamanych lub prostych wędzideł, lub po prostu grubego łamanego wędzidła i LEKKIEJ podążającej ręki, która będzie idealnie oddziaływać na delikatny pysk konia. Nie oszukujmy się każdy chce zarobić, produkują coraz to bardziej wymyślne wędzidła, które przykuwają oko i wciskają ciemnotę, że gdy założy się te cudowne wędzidło problemy „same” znikną, nie będzie wystawiał języka, opierał się na wędzidle, nie będzie ponosił … i tak bajka się nawet nie zaczyna, a koszmar trwa w pyskach koni.
/AMKE/
Znalezione: na https://www.facebook.com/photo.php?fbid=567347170001324&set=pb.561915913877783.-2207520000.1386765091.&type=3&theater
GANASZOWANIE
„Pare słów o ganaszowaniu…”
W internecie a szczególnie na różnych portalach można uzyskać wiele informacji na temat: „Jak „zganaszować” konia”. Otóż owe słowo przez wielu jeźdźców jest bardzo chętnie używane w teorii i praktyce. Oznacza to ich zdaniem, że koń jest ujeżdżony, podstawiony i dobrze trzyma głowę. Słowo ganaszować powstało prawdopodobnie od słowa ganasz czyli części pyska, tzw. sanki żuchwy konia. Niestety owe pojęcie za wiele nie zrobiło dobrego dla koni oraz ogólnie dla jeździectwa. Konie ganaszowane przez swoich jeźdźców to koń po prostu trzymający głowę prostopadle do podłoża, czyli teoretycznie obrazek jest dobry dla obserwujących i uznawany jest za „dobrego” jeźdźca. Natomiast jeździec, którego koń nie ma prostopadle głowy do podłoża uznawany jest za nie do końca dobrego jeźdźca i dlatego zaczyna się wyścig, za wszelka cenę konie mają ciągane głowy w dół… Jakie metody takie rezultaty... Niestety nawet nie wiem dlaczego ludzie używają owego pojęcia, ponieważ nie znajdziecie go w słowniku ani w żadnej innej mądrej książce…
Zbliżamy się do sedna, a więc „ganaszowanie konia” czyli większość jeźdźców (którzy chcą osiągnąć efekt opuszczenia głowy i by nos był prostopadle do podłoża) stosuje metodę ciągnięcia za wodzę, tzw. raz lewa wodza, raz prawa, co powoduje przesuwanie się wędzidła a w efekcie piłowanie bezzębnej części pyska, ból tym spowodowany powoduje, że koń opuszcza pysk ale nic więcej.
Koń do pewnego momentu będzie ulegał, ale niestety lekkie odpuszczenie wodzy powoduje wybicie łba konia, czyli ręka takiego jeźdźca staje się mocniejsza... Koń zamiast stawać się przepuszczalny staje się coraz bardziej niedostępny. Stosuje się też środki wspomagające nazywane „pomocami” w dążeniu do opuszczenia łba to czarna wodza, martwy wytok , jazda na wypinaczach i wiele innych wymysłów . Wszystkie patenty nazywane „pomocami” które maja na celu opuszczenie głowy za wszelką cenę, czyli zganaszowanie konia mają niestety efekt odwrotny, a cena ich jest bardzo wysoka. Ludzie mylnie twierdzą, że jak koń podda się za pomocą tych patentów to już jest pięknie podstawiony i „robota zrobiona”, ale prawda jest zupełnie inna. Koń po prostu ulega, bo ucieka od bólu, oczywiste jest to, że koń siłą odpowiada na siłę. Koń jest napierającym zwierzęciem, jeśli sprawiasz mu ból właśnie takim ciągnięciem za wodze, używaniem tych patentów koń tym samym ci odpowie, będzie robił to co na wolności czyli pierwszy moment może być ucieczka, czyli mocne iście do przodu, lub wyszarpywanie wodzy! Wtedy trzeba przystać i zastanowić się czy aby na pewno dobrze powoduję swoją ręką? Ale niestety wiele jeźdźców zamiast się zastanowić odpowiada siłą czyli ciągnąc tak, że koń znów jest ściągnięty do dołu i mylnie nazywane nieposłuszeństwem... Koń w taki sposób broni się przed bólem… Pysk konia jest bardzo unerwiony i odczuwają silny ból. Lecz z czasem jak koń przestaje się już chować za wędzidłem co mylnie także jest uznane ze efekt, który chciało się uzyskać, bo koń wziął łeb w dół, powstaje kolejny problem, zwierze staje się odporne na zadawany mu ból wędzidłem , szczęka staje się stwardniała, w ten sposób tracimy możliwość delikatnego działania ręką, które powinno być odpowiednikiem 2 gram, czyli czuć lekkość, subtelność dawanych sygnałów, a staje się ciężką orką, którą sam człowiek stworzył. Wtedy stosujemy ostrzejsze wędzidła by pozornie wydelikacić sygnały przekazywane , ale to też jest na chwile.. i potem się mówi to jest trudny koń, twardy w pysku... Nie chce współpracować... Warto pomyśleć dlaczego? Jak człowiek tylko od początku zadawał mu ból a on się przed nim bronił, bo TYLKO skupiał się na pysku.
I kolejnym nieuniknionym krokiem w ganaszowaniu i ustawianiu konia na siłę, jest utrata chodów, czyli naturalnej swobody poruszania się konia. Pierwszorzędny przykład gdy siedzisz na koniu on ledwo co człapie, a jak puścisz go na pastwisko ukazują swoje piękno chodów, subtelność i grację. Wyżej opisane trenowanie koni odebrało im ruch i wdzięk. Dlatego zastanówmy się czy warto tak powodować końmi. Koń musi sam z zaufaniem przyjąć kiełzno, nieść je lekko przeżuwając. Jeździec nie może jednocześnie mocno poganiać konia łydkami a zarazem ciągnąć za wodze, ponieważ zarazem popędzanie i wstrzymywanie konia powoduje w nim frustracje, niestabilność nerwową.. a na pewno nie prowadzi do dobrej współpracy z koniem.
Jeżeli człowiek da szanse w odnalezieniu przez konia wędzidła oraz nauczenie się współpracy z ręką, uważając by szedł energicznie we wszystkich chodach może to doprowadzić do „zganaszowania”, (ach jakie to „piękne” słowo) prawidłowe określanie to ZEBRANIE… Koń wtedy chętnie wykonuje wszystkie figury, w lekkości bez obaw o pysk. Do zmian tempa, ustępowań, powiązanych z lekkimi półparadami, które doprowadza do zebrania, lecz właśnie ganaszowaniem zabijamy lekkość ruchów i swobody ciała konia pamiętajcie o tym, nic na siłę, czas i jeszcze raz czas połączony z delikatnością, wiedzą i empatią dają efekty…
/AMKE/
W internecie a szczególnie na różnych portalach można uzyskać wiele informacji na temat: „Jak „zganaszować” konia”. Otóż owe słowo przez wielu jeźdźców jest bardzo chętnie używane w teorii i praktyce. Oznacza to ich zdaniem, że koń jest ujeżdżony, podstawiony i dobrze trzyma głowę. Słowo ganaszować powstało prawdopodobnie od słowa ganasz czyli części pyska, tzw. sanki żuchwy konia. Niestety owe pojęcie za wiele nie zrobiło dobrego dla koni oraz ogólnie dla jeździectwa. Konie ganaszowane przez swoich jeźdźców to koń po prostu trzymający głowę prostopadle do podłoża, czyli teoretycznie obrazek jest dobry dla obserwujących i uznawany jest za „dobrego” jeźdźca. Natomiast jeździec, którego koń nie ma prostopadle głowy do podłoża uznawany jest za nie do końca dobrego jeźdźca i dlatego zaczyna się wyścig, za wszelka cenę konie mają ciągane głowy w dół… Jakie metody takie rezultaty... Niestety nawet nie wiem dlaczego ludzie używają owego pojęcia, ponieważ nie znajdziecie go w słowniku ani w żadnej innej mądrej książce…
Zbliżamy się do sedna, a więc „ganaszowanie konia” czyli większość jeźdźców (którzy chcą osiągnąć efekt opuszczenia głowy i by nos był prostopadle do podłoża) stosuje metodę ciągnięcia za wodzę, tzw. raz lewa wodza, raz prawa, co powoduje przesuwanie się wędzidła a w efekcie piłowanie bezzębnej części pyska, ból tym spowodowany powoduje, że koń opuszcza pysk ale nic więcej.
Koń do pewnego momentu będzie ulegał, ale niestety lekkie odpuszczenie wodzy powoduje wybicie łba konia, czyli ręka takiego jeźdźca staje się mocniejsza... Koń zamiast stawać się przepuszczalny staje się coraz bardziej niedostępny. Stosuje się też środki wspomagające nazywane „pomocami” w dążeniu do opuszczenia łba to czarna wodza, martwy wytok , jazda na wypinaczach i wiele innych wymysłów . Wszystkie patenty nazywane „pomocami” które maja na celu opuszczenie głowy za wszelką cenę, czyli zganaszowanie konia mają niestety efekt odwrotny, a cena ich jest bardzo wysoka. Ludzie mylnie twierdzą, że jak koń podda się za pomocą tych patentów to już jest pięknie podstawiony i „robota zrobiona”, ale prawda jest zupełnie inna. Koń po prostu ulega, bo ucieka od bólu, oczywiste jest to, że koń siłą odpowiada na siłę. Koń jest napierającym zwierzęciem, jeśli sprawiasz mu ból właśnie takim ciągnięciem za wodze, używaniem tych patentów koń tym samym ci odpowie, będzie robił to co na wolności czyli pierwszy moment może być ucieczka, czyli mocne iście do przodu, lub wyszarpywanie wodzy! Wtedy trzeba przystać i zastanowić się czy aby na pewno dobrze powoduję swoją ręką? Ale niestety wiele jeźdźców zamiast się zastanowić odpowiada siłą czyli ciągnąc tak, że koń znów jest ściągnięty do dołu i mylnie nazywane nieposłuszeństwem... Koń w taki sposób broni się przed bólem… Pysk konia jest bardzo unerwiony i odczuwają silny ból. Lecz z czasem jak koń przestaje się już chować za wędzidłem co mylnie także jest uznane ze efekt, który chciało się uzyskać, bo koń wziął łeb w dół, powstaje kolejny problem, zwierze staje się odporne na zadawany mu ból wędzidłem , szczęka staje się stwardniała, w ten sposób tracimy możliwość delikatnego działania ręką, które powinno być odpowiednikiem 2 gram, czyli czuć lekkość, subtelność dawanych sygnałów, a staje się ciężką orką, którą sam człowiek stworzył. Wtedy stosujemy ostrzejsze wędzidła by pozornie wydelikacić sygnały przekazywane , ale to też jest na chwile.. i potem się mówi to jest trudny koń, twardy w pysku... Nie chce współpracować... Warto pomyśleć dlaczego? Jak człowiek tylko od początku zadawał mu ból a on się przed nim bronił, bo TYLKO skupiał się na pysku.
I kolejnym nieuniknionym krokiem w ganaszowaniu i ustawianiu konia na siłę, jest utrata chodów, czyli naturalnej swobody poruszania się konia. Pierwszorzędny przykład gdy siedzisz na koniu on ledwo co człapie, a jak puścisz go na pastwisko ukazują swoje piękno chodów, subtelność i grację. Wyżej opisane trenowanie koni odebrało im ruch i wdzięk. Dlatego zastanówmy się czy warto tak powodować końmi. Koń musi sam z zaufaniem przyjąć kiełzno, nieść je lekko przeżuwając. Jeździec nie może jednocześnie mocno poganiać konia łydkami a zarazem ciągnąć za wodze, ponieważ zarazem popędzanie i wstrzymywanie konia powoduje w nim frustracje, niestabilność nerwową.. a na pewno nie prowadzi do dobrej współpracy z koniem.
Jeżeli człowiek da szanse w odnalezieniu przez konia wędzidła oraz nauczenie się współpracy z ręką, uważając by szedł energicznie we wszystkich chodach może to doprowadzić do „zganaszowania”, (ach jakie to „piękne” słowo) prawidłowe określanie to ZEBRANIE… Koń wtedy chętnie wykonuje wszystkie figury, w lekkości bez obaw o pysk. Do zmian tempa, ustępowań, powiązanych z lekkimi półparadami, które doprowadza do zebrania, lecz właśnie ganaszowaniem zabijamy lekkość ruchów i swobody ciała konia pamiętajcie o tym, nic na siłę, czas i jeszcze raz czas połączony z delikatnością, wiedzą i empatią dają efekty…
/AMKE/
Znalezione na: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=566835593385815&set=pb.561915913877783.-2207520000.1386765091.&type=3&theater
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz